czwartek, 23 czerwca 2016

Baby, ach te baby!

Kilka dni temu w Łodzi podczas służbowej interwencji funkcjonariuszka policji w cywilu odniosła poważne obrażenia głowy. Ofiara pobicia wylądowała w szpitalu na obserwacji, szczęśliwie nie ma zagrożenia życia lub trwałego uszczerbku na zdrowiu. Szczegóły zajścia opisano pod tym linkiem.

To zdarzenie jest tylko zapowiedzią tego, co będzie zdarzało się coraz częściej. Wraz ze wzrostem liczby kobiet służących w policji na stanowiskach "frontowych" (czyli prewencji) rosnąć będzie ilość incydentów, ze zgonami funkcjonariuszek włącznie. W myśl obowiązującej, idiotycznej polityki równościowej kolejne zawody otwierane są dla kobiet, pękają kolejne bariery - z tego co wiem kobieta może już nawet zjeżdżać na dół w kopalni! Za moment okaże się, że normy ciężarów w pracy, dopuszczalnych do dźwigania przez panie, w rewolucyjnym ferworze też zostaną podniesione. Tylko po co? A bo, panie dzieju, albo jest równość, albo jej nie ma. Nie można być, jak to się mówi, częściowo w ciąży. Jasne, od razu nazwijcie mnie mizoginem i zakończcie czytanie, tymczasem brutalna rzeczywistość aż skrzeczy. Niezależnie od chciejstwa wszystkich walczących o równość płci jak Lenin o socjalizm, niezależnie od tego, czy feministki zjedzą tysiąc kotletów - z kobiet nie będzie atletów... A propos - kiedy mężczyznom udostępniona zostanie radość macierzyństwa? No bo nierówno jest teraz... Absurd, groteska? No właśnie...

W przywoływanym przypadku policjantka w cywilu podjęła interwencję wobec agresywnych kiboli i tylko cudem to spotkanie przeżyła. Jak zrelacjonował świadek, zbir "przerzucił ją nad głową". Czy trzeba coś dodawać? Jakieś pięćdziesięcio-, no niech będzie sześćdziesięciokilowe dziewczątko - bo przecież na takich stanowiskach w policji pracują młodzi ludzie - naoglądawszy się amerykańskich filmów z Demi Moore, wierzące w swoje profesjonalne 3-miesięczne policyjne szkolenie i wzbudzany wśród obywateli posłuch, postanowiło podjąć z kolegą czynności służbowe wobec dwójki prawdopodobnie pijanych karków kopiących butelki. I dostało zwykły wpierdol, szczęśliwie bez poważnych konsekwencji zdrowotnych (zaledwie pękniecie czaszki). Szczerze trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia, jednak mam poważne obawy, czy to wszystko wzbudzi jakąkolwiek refleksję u przełożonych tej i innych policjantek. Podejrzewam raczej, że nawet seria zgonów funkcjonariuszek na służbie nie odwróci trendu. Wszyscy skupią się na rozszerzeniu prawa policji do walenia o glebę, wprowadzą tasery, drony i nadal karmić będą ogłupiałe społeczeństwo, że to wszystko dla realizacji postulatu równości kobiet i mężczyzn. Wystarczy spojrzeć na komentarze sieci; "Następnym razem wal prosto w jaja!", "Zero tolerancji!" itd. Nikt nie skupia się na oczywistym absurdzie jakim jest bezustanne podważanie naturalnych różnic i predyspozycji między kobietami i mężczyznami. Nikt. A prawo kobiet do pracy w każdym zawodzie traktowane jest jako nienaruszalny aksjomat.

Oczywistą niedorzeczność polityki równościowej widać choćby po obniżonych kryteriach fizyczno-sprawnościowych dla kandydatek na glinę. Dlaczego - jeśli ma być równość - nierówne są kryteria dla mężczyzn i kobiet? Mężczyzna musi mieć określony wzrost (chyba min. 175 cm), wagę, kondycję fizyczną, zaliczyć testy sprawnościowe z określonym wynikiem. Dla kobiet, na równi z mężczyznami chcących pełnić służbę, każdy z pow. parametrów jest znacząco zaniżony. A czyż nie masz ci w Ojczyźnie kobiet o wzroście min. 175 cm, ważących te 75-80 kg, wysportowanych i gibkich jako ta płowa sarna na porannej rosie w Puszczy Białowieskiej? Oczywiście, że tak dramatycznie potwierdzające regułę wyjątki istnieją, tylko wtedy nici z planu zatrudnienia pani w każdej komendzie powiatowej. Po prostu w całej Polsce zabrakłoby kobiet spełniających męskie kryteria. I klapa na całej linii, nie byłoby się czym w Europie chwalić. Wymyślono więc, że kryteria się poobniża, podobnie jak w Ameryce z poczucia winy za odciętą stopę Kunta Kinte poobniżano kryteria dla czarnych, czego efektem jest ogólne obniżenie standardów w miejscach objętych polityką równania (w dół). Tak samo będzie z polską Policją. Nie ma siły. Z jakiegoś dziwnego powodu, jak długo żyję, nigdy nie widziałem w amerykańskiej TV albo nawet hollywoodzkich filmach kobiety w radiowozie, chyba że w charakterze aresztowanej prostytutki. "Akademię policyjną" pomińmy, bo chcę zachować odrobinę powagi. Czyżby ci żrący tuzinami donuty kowboje nie wiedzieli, co tracą, jak są wsteczni? Czy może codzienna praktyka policyjna pokazała, że ulica to nie miejsce dla kobiet w mundurach, tylko ubitych 100-kilowych gości po wojsku?

Poza tym, szkoda tych dziewczyn, żeby się tak ciorały.

Nie wiem dokąd to zmierza, ale nie chciałbym dożyć czasów, gdy z (nie daj Boże) pożaru moje 120-kilowe cielsko będą z rozpaczliwą desperacją szarpać trzy śliczne panie strażaczki...



[MS]

środa, 22 czerwca 2016

Miało być krótko, wyszło sążniście. Ależ ci brytole durni...

Dramat.

Co jakiś czas, gdzieś po Twitterze czy portalach informacyjnych, przewija się informacja o kolejnym pomyśle postępowych tolerastów z serii "co by tu jeszcze wymyśleć?". Co najbardziej niezrozumiałe - rozkminiam to bezskutecznie już od wielu lat - zdecydowana większość doniesień pochodzi z UK, kraju przecież do zerzygania konserwatywnego w warstwie "zewnętrznej" - królowa, arystokracja, polo, rauciki, "five o'clock", krykiet, akcent z Cambridge, te kajaki drużyny Oxfordu na Tamizie, "can't" wymawiane jak amerykańskie "cunt", futrzane czapy plus czerwone mundury strażników przed pałacem Buckingham, setki i tysiące zwyczajów, tradycji i zasad fundujących byłe Imperium. 

Jednocześnie, w warstwie "wewnętrznej", nie ma idiotyzmu czy dziwactwa, którego Angole u siebie by nie wypróbowali. Pomijam już to co pokazuje BBC czy nasz TVNStyle w programach społecznych - ludzie są przecież coraz bardziej popierdoleni w całym świecie tzw. Zachodu. Widzimy tam nieszczęśliwych w istocie, zdemolowanych psychicznie i moralnie ludzi, wobec których używanie określenia "dziwolągi" jest nadużyciem i obrazą dla prawdziwych dziwolągów. Jacyś durnie tatuujący całe ciała, jacyś kretyni robiący implanty wszystkiego na wszystkim, jacyś ojcowie eksperymentujący z własną tożsamością płciową, jakieś matki eksperymentujące z tożsamością płciową swoich dzieci... dwóch pedałów wychowujących transseksualną dziewczynkę zakochaną w byłej żonie jednego z nich, trzy lesby żyjące z kotem i dwoma ojcami swoich dzieci z poprzedniego konkubinatu, każdy z każdym, na każdym i w każdym. Ludzki śmietnik, tysiącleciami trzymany w ryzach przez mniej lub bardziej surowe normy społeczne, uwalniany w wędrownych cyrkach, gdzie i baba z brodą, i chłopiec-słoń, i człowiek-drzewo.

O ile mogę jakoś (z wysiłkiem) zrozumieć ludzi szukających swojego indywidualnego, homoseksualnego czy transgenderowego szczęścia, to za ch...olerę nie rozumiem eksperymentów na dzieciach, rodzinie, tkance społecznej. Oczywiście trzeba być ostatnim naiwniakiem, by sądzić że to przypadek. Przemiany społeczne na szeroko pojętym Zachodzie są skutkiem marksistowskiego (lewicowego) marszu przez instytucje, zapoczątkowanego rewoltą roku 1968. Ideolog komunizmu, Antonio Gramsci, jeszcze w latach 30-tych sformułował szeroko pojętą doktrynę, która dopiero ubrana w naszą rzeczywistość ukazuje swoją prawdziwą naturę. Nic z tego, co dzieje się w społeczeństwach zachodnich, nie jest spontaniczną nowością! To z wielką konsekwencją realizowany i na bieżąco dostosowywany do realiów plan, mający na celu redefinicję polityki, kultury i społeczeństwa w sposób gwarantujący pozbawienie ludzi oparcia w religii, tradycji i wypracowanych normach społecznych. Co ciekawe, nie ma tu tajemniczych pięciu gości z cygarami, pociągających za wszystkie sznurki - nie, tu są ochocze masy zindoktrynowanych nowocześnie brzmiącą nowomową leninowskich pożytecznych idiotów, ledwie koordynowanych przez bardziej świadome celu jednostki.

Świetnie, w przerysowany ledwie ociupinę sposób, ujmował to w swoich książkach George Orwell - jego opisy proli w "Roku 1984" czy świń w "Folwarku zwierzęcym" przerażająco wręcz pasują do obecnej sytuacji. Daleko szukać? Jaki sposób na utrzymanie proli w karności i posłuszeństwie miała wszechwładna Partia - dać im żreć, wyzwolić najprymitywniejsze instynkty seksualne, zezwolić na używki i alkohol, pozwolić na aborcję, eutanazję, nie karać zbyt surowo za pospolitą przestępczość. Ubrać totalizm i zamordyzm w szlachetną polityczną poprawność, wybiórczą tolerancję ("nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji"), akceptację dla wszystkiego, co stanowi symbol zrzucenia rzekomej opresji norm społecznych. Chrześcijańskich, dodam od siebie, wyrosłych z kultury antycznej i judaizmu.

Wypisz-wymaluj świat europejskiego robola, szeregowego zjadacza chleba. Prawda? 

A folwarczne świnie? A Merkel bez pytania nikogo o zgodę zapraszająca miliony islamskich imigrantów? A Timmermans, Schauble, całe stado unijnych wałkoni z Brukseli, otłuszczone koty-komisarze finansowani z naszych podatków milionowymi pensjami, pouczający wszystkich nieposłusznych jedynie obowiązującemu europejskiemu trendowi z pozycji władców marionetek? "Wszystkie zwierzęta są równe, ale świnie są równiejsze" pisał Orwell, i nie pomylił się ani o słowo. Malwersacje idące w miliardy, korupcja, nepotyzm, zwykłe złodziejstwo w biały dzień, trucie środowiska w imię korporacyjnych interesów, robienie deali z najgorszymi, unurzanymi we krwi satrapami - a nam każą pasa zaciskać, tolerować eLGieBeTyQ, zmieniać żarówki, gasić światło, płacić za DPFa w dieslach, zmieniać lodówkę co trzy lata, zabijać starców, ratować walenie, skrobać dzieci, robić kremy z płodów i selekcjonować zygoty.

Nachalne są te kurwy i zuchwałe!

Cały ten wstęp robi za tło do newsa z UK o tym, że nauczyciele prestiżowych brytyjskich szkół mają nie odnosić się do uczniów ze wskazaniem na płeć. Po powszechnej eliminacji pojęć "matka" i "ojciec" z formularzy urzędowych czy pilotażowym wprowadzeniu neutralności płciowej w szkołach mamy kolejny wytrysk geniuszu pogrobowców bolszewizmu. Powszechność takich pomysłów, natarczywość z jaką są one nagłaśniane i wspierane zarówno przez media, jak i polityków, celebrytów i liderów opinii, ma celu jedno - by normalni ludzie czuli, że są mniejszością. Bo że "normalsów" jest wciąż dużo więcej niż tej zdziwaczałej mierzwy ludzkiej - nie mam najmniejszych wątpliwości. Cała para idzie w kierunku wzbudzenia poczucia, że "wszyscy są tolerancyjni, a ty jeszcze nie?". Bodaj Dick napisał książkę, w której bohater przebrany za robota żył w strachu na planecie robotów, tylko po to, by w finale odkryć, że wszyscy na planecie są ludźmi przebranymi za maszyny. I to samo chcą zrobić z nami. Tymczasem ogrom ludzi jest nieodporny na propagandę i manipulację wedle powiedzenia "wchodzisz między wrony, kraczesz tak jak one". Bycie czarną owcą w stadzie białych (choć tu pasuje bardziej "białą w stadzie czarnych") to wysiłek, na który gotowe są jednostki o twardym charakterze, ukształtowanej osobowości i ugruntowanych poglądach. Tymczasem przeciętny człowiek, zagoniony między robotą a odpoczynkiem - zwróćmy uwagę, jak niewielu z nas pracuje już w przysłowiowych godzinach od 7. do 15. - bombardowany ogłupiającą papką z mediów, karmiony bredniami o wolności od wszystkiego i prawie do wszystkiego, nie mający szansy ogarnąć chaotycznej, pędzącej rzeczywistości, prędzej czy później daje się ulepić w Nowego Człowieka. Nie w pierwszym, to drugim czy trzecim pokoleniu. No i żyje sobie taki Nowy Prol z dnia na dzień, skupiony tylko na sobie i swoich najniższych potrzebach fizjologicznych, budujący swoje poczucie wartości na ślepym, bezrefleksyjnym i bezrozumnym podążaniu za narzuconymi z zewnątrz autorytetami. Potrzebę krytyki oczywiście taki prol ma - i krytykuje zawzięcie, a jakże: klechę, kościół, lokalną odmianę "pisiora", prawicowego polityka, dziennikarza konserwatystę, członka marszu w obronie życia, przeciwnika eutanazji, oponenta wszędobylstwa LGBTQWERTY, zwolennika małżeństwa kobiety i mężczyzny. Dosłownie każdego, kto sprzeciwia się słusznemu postępowi. Robi to z nieprawdopodobnym czasem zaangażowaniem, godnym zdecydowanie lepszej sprawy - w rzeczywistości panicznie broniąc wątłych fundamentów swojej osobowości.

W wstępie nie wspomniałem Facebooka. Świadomie. Pominąłem to medium, ponieważ po krótkiej przygodzie dowiedziałem się - niczym wiele lat temu Stanisław Lem - ilu idiotów jest na świecie. Nie ludzi mających inny pogląd na tę czy inną kwestię, ale kompleksowo zbudowanych idiotów, podobnych do siebie jak dwie krople wody, posługujących się identycznymi - acz nieuświadomionymi - technikami manipulacyjnymi. Przykłady "dyskusji" (zwał jak zwał) można by mnożyć bez końca (hej, Alex!), sofistyki na niejednym wywodzie "logicznym" nauczyć mógłby się sam Protagoras. I co najgorsze - nie ustępują o krok, ponieważ w ich pojęciu nie istnieje coś takiego jak jedna, uniwersalna prawda. Jak rozmawiać z człowiekiem, który nie uznaje aksjomatów, dla którego wszystko jest płynne, rozmazane, przypisane do zasady "co człowiek, to inna prawda"? Jak przekonywać logicznym wywodem kogoś, kto wyśmiewa odwołania do konkretnych przykładów naukowych, literackich czy kulturowych? Tacy ludzie zdolni są jedynie do dekonstrukcji czyichś poglądów - bez propozycji wypełnienia pustki nową treścią. Porozumienie z nimi jest po prostu niemożliwe. Albo w całości przyjmuje się ich punkt widzenia, albo spadaj na drzewo, zacofańcu. Przykład? Dyskutujemy przykładowo o aborcji - ja obstaję przy rozsądnym ograniczeniu procederu, z drugiej strony jest furia karmiona moją rzekomą chęcią ograniczania praw kobiet. W dyskusji moim celem, jako "zacofanego i niepostępowego katola" (a taki ze mnie katolik, jak z Kijowskiego ojciec...) jest przekonanie zwolennika niczym nieograniczonej aborcji do choćby częściowej zmiany stanowiska. Jeśli po długiej argumentacji on choćby trochę ustąpi, stwierdzi, że być może faktycznie płód jest człowiekiem, że odczuwa ból, że aborcja nie jest obojętna dla psychiki kobiety, że prawo do zabicia własnego dziecka nie jest "prawem człowieka" - wtedy samo zasianie wątpliwości jest sukcesem, skutkującym być może ocalonym ludzkim życiem. Czyli owocem bezdyskusyjnie będzie dobro. Tymczasem z drugiej strony nie będę przekonywany do poluzowania swojego stanowiska, bym dopuścił zabieg np. w bardzo wczesnym etapie ciąży, bym uwzględnił trudną sytuację kobiety, pozwolił na indywidualne podjęcie decyzji przez każdą chętną itd. Nie, w takim przypadku zostaję natychmiast zakwalifikowany do wyimaginowanej grupy "zacofaniec", a następnie wszelkimi dostępnymi środkami zwalczany, z odwołaniem do mojego bestialstwa wobec kobiet, ciasnoty umysłowej i tym podobnych emocjonalnych wyziewów. Owocem również jest tu dobro? Bynajmniej, usłyszę "a czymże jest to twoje dobro?". End of discussion.

Zacząłem ten tekst w zamiarze krótkiego skomentowania brytolskiego zidiocenia, w trakcie zrobił się z niego elaborat. Sorry, ale nie mam wyrzutów sumienia. Miłego.



[MS]

piątek, 25 marca 2016

Jak te barany na rzeź idziemy, bracia Polacy!

Idziemy na rzeź - jak barany. W bałaganie, który niechybnie prędzej czy później ogarnie naszą zagranicę (daj Boże tą dalszą!) poniższe zestawienie każdemu z nas powinno dosłownie zjeżyć włosy na głowie. Świat się kotłuje, Syria, Irak, ISIS, coraz bardziej niebezpieczne miasta Zachodu - a w głowach naszych panów "wsi spokojna, wsi szczęśliwa". I to niezależnie od barw partyjnych (z małymi wyjątkami - Kukiz'15, korwinowcy, narodowcy etc.). PiS, PO, SLD, PSL, .N, wszelkie lewicowe kanapowe partyjki pozaparlamentarne - wszyscy jak jeden mąż unikają tematu znormalizowania (nie prostego rozszerzenia!) dostępu do broni polskim Obywatelom. Liczby mówią same za siebie:


W grupie krajów "cywilizowanych" Polska zamyka stawkę wraz z konstytucyjnie pacyfistyczną od 1945 roku Japonią oraz Koreą Południową. Z jedną małą różnicą - i Korea, i Japonia mają świetnie wyszkolone i wyposażone armie, od lat gotowe odpowiedzieć na każde zagrożenie ze strony Chin czy atak Korei Północnej, Nie bez znaczenia jest położenie geograficzne (wyspa, półwysep). Natomiast my, mając taką a nie inną historię i położenie geograficzne, jakby nigdy nic kontynuujemy stalinowską tradycję totalnego, niemal całkowitego rozbrojenia polskiego społeczeństwa. Te pół miliona sztuk broni w posiadaniu zarówno polskich sił porzadkowych, wojska jak i myśliwych oraz organizacji paramilitarno-strzeleckich w sytuacji realnego zagrożenia nie gwarantuje nam jako Polakom niczego innego, jak tylko powtórkę z Powstania Warszawskiego - gdy co trzeci powstaniec miał czym strzelić do Niemca, albo realia obrońców Stalingradu (pamiętacie "Wróg u bram"?). Biorąc pod uwagę, że duża część z tego półmilionowego arsenału to broń myśliwska czy sportowe karabinki małokalibrowe - z minimalnymi zapasami amunicji - wcale prawdopodobnym jest, że na własną prośbę Polacy stawiają się w sytuacji wręcz tożsamej z żydowskimi obrońcami getta warszawskiego z roku 1943 - czyli praktycznej i całkowitej bezbronnosci wobec agresora. Żydzi (Izrael) wyciągnęli z tego wnioski, a Polacy... "mądry Polak po szkodzie" - tak to szło? 

Powtarzam - sami sobie, bracia Polacy, ten los fundujemy. Mimo od lat prowadzonych kampanii, do szerszej publiki nie przedostają się starania polskich organizacji strzeleckich o zracjonalizowanie dostępu do broni palnej dla pełnoletnich, niekaranych i spełniających szereg innych koniecznych warunków Obywateli Rzeczypospolitej. Coś tam od czasu do czasu napisze Ł. Warzecha w felietonie do tygodnika "W Sieci" albo portalu wpolityce.pl, coś tam w internecie gdzieś opublikują, zdarzy się audycja radiowa - natomiast nie odbywa się żadna powazna publiczna debata na stanem uzbrojenia i bezpieczeństwem Polaków. Żadna. Nie ma szkolenia strzeleckiego - choćby w szkołach średnich, jeśli już zlikwidowano przymusowy pobór. Nie ma miejsc, w których w sytuacji zagrożenia kraju wydawano by z magazynów wojskowych (pełnych!) broń strzelecką wraz z amunicją. Nie ma niczego, zero programowego myślenia. Bo jesteśmy w NATO przecież! Doskonale za to przebijają się do publicznej wiadomości wszelkie alarmistyczne brednie przeciwników posiadania broni, podpierane tragicznymi relacjami o strzelaninach choćby w szkołach w USA. Sprawę Breivika media grzały miesiącami, skupiając się na fakcie posiadania istnego arsenału przez ewidentnego psychola i całkowicie pomijając fakt, że do masakry by nie doszło, gdyby na wyspie Utøya było choćby dwóch strzelców uzbrojonych choćby w pistolety czy broń myśliwską a policja reagowała natychmiast na zagrożenie, a nie syciła się norweską odmianą "wsi spokojna". Jako przeciwwagę dla racjonalizacji dostępu do broni stawia się natychmiast rzadkie i wyjątkowe - patrząc na ilość broni w prywatnych rękach - tragedie ze Stanów, Norwegii czy innej Kanady. Jakie są realia europejskie? Oto Niemcy, Austria, Grecja - kraje nasycone bronią palną w stopniu dla Polaka niepojętym (20-30 sztuk/100 mieszkańców) sa najeżdżane przez idącą w setki tysięcy arabską, roszczeniową i rozochoconą dzicz - a nikt jeszcze nie strzelał do obcych. Nawet gorącokrwiści Włosi z kilkunastoma szt. na 100 obywateli! Więc tym bardziej nikt nie strzela do swoich!

Piszę ciągle "zracjonalizowanie dostępu". Cóż to znaczy - w przeciwieństwie do rozszerzenia? Znaczy tyle, iż - zachowując konieczność doprecyzowania szczegółów w debacie publicznej ze wszystkimi zainteresowanymi środowiskami - dostęp do broni powiniem mieć każdy wolny, niekarany, zdrowy na umyśle Obywatel Rzeczypospolitej Polskiej. Można - i trzeba - obwarować to prawo do broni koniecznością ukończenia odpowiedniego państwowego kursu (patrz: prawo jazdy!), zdania państwowego egzaminu, zdobycia opinii psychologicznej i zaświadczenia o niekaralności.

Wymogi wymieniam niby takie, jakie obowiązują dziś, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Jeśli system ma na celu maksymalne utrudnienie w przejściu kolejnych etapów, a na końcu pozostaje łaska i (nieporównanie częściej!) niełaska Pana Komendanta Wojewódzkiego (najwyraźniej jeszcze) Milicji Obywatelskiej - to o czym my tu mówimy? Pomijając postępowanie kwalifikacyjne, absurdalną konieczność udowadniania we wniosku szczególnego zagrożenia dla bezpieczeństwa osobistego ("jestem wielbłądem z trzema garbami"), na wstępie praktycznie wyłączającego wszystkich nie będących np. prokuratorami, sędziami czy właścicielami prywatnych firm - pozostaje jeszcze całkowita uznaniowość po stronie Jaśnie Pana z Policji, Niepodważalna w żadnej instancji postepowania sądowo-administracyjnego.

Tak Państwu nie wolno traktować Obywateli!

W efekcie dzisiejszych uregulowań babskiego sześciostrzałowca kal. 6,35 mm nie może kupić legalnie kobieta mieszkająca samotnie na przedmieściach, bez probemu natomiast od funfla Komendanta dostanie pozwolenie na 19-nabojową spluwę kal. 9 mm pan poseł Grabarczyk (PO). I to bez egzaminu praktycznego!

Oczywiście dostrzegam niebezpieczeństwo leżące w prawie do noszenia broni (przy sobie) - to odrębny temat do dyskusji. Jednak prawo do posiadania broni, z zachowaniem obowiązku przechowywania jej np. wyłącznie w miejscu zamieszkania w odpowiednich warunkach z przeznaczeniem do obrony miru domowego powinno dotyczyć wszystkich Polaków spełniających wyjściowe warunki! I mówię tu nie tylko o pistoletach, ale również broni gładkolufowej i długiej (nieautomatycznej). Można przecież w początkowym okresie (5-10 lat) obowiązywania nowego prawa wprowadzić obowiązek udostępnienia na wezwanie policji broni do kontroli - po tak długim okresie komuszego rozbrojenia społeczeństwa wyrobienie niezbędnych nawyków i uszanowania zasad obchodzenia się z bronią jest moim zdaniem konieczne. Oczywiście prawdziwi wolnościowcy oburzą się na takie dictum, jednak ja jestem realistą, a nie korwinowskim nawiedzeńcem, nie widzącym różnicy między mentalnością/tradycjami Amerykanów i Polaków.

Ergo - broń w domu, po egzaminie  teoretycznym i praktycznym, z rejestracją broni i okresową kontrolą. I jestem pewien, że do tematu zabraliby się w ogromnej większości ludzie naprawdę i ze zdrowych pobudek zainteresowani uzyskaniem pozwolenia na broń. Nie widzę póki co możliwości, by klamkę mógł nosić na ulicy każdy chętny - nie ta tradycja, nie ta kultura, nie ten Naród. Jeszcze nie, ale z czasem - kto wie? Zbyt dużo wody w Wiśle popłynęło, by odbudować polskie przedwojenne tradycje z dnia na dzień.

Teoria teorią, a fakty sa takie, że w razie napaści kogokolwiek na nas i nasze rodziny, spodziewać się można raczej Donbasu niż Hiroshimy. Idiotyczne bajania, że bronią ręczną dziś nie wygrywa/prowadzi się wojen można wsadzić za przeproszeniem w dupę i powtórzyć rozbawionym Ukraińcom, Czeczenom, Gruzinom, Kurdom lub powstańcom w Syrii. Albo ostatnim żyjącym Powstańcom Warszawskim. Konflikty z ostatnich stu lat toczone na całym świecie udowadniają, iż uzbrojona partyzantka jest w stanie ostro dać w kość każdemu najeźdźcy (chyba że to Amerykańce w Abramsach i Apaczach, ale to nam nie grozi...) i realnie wesprzeć regularne oddziały wojska w obronie kraju.

Last but not least - pospolici bandyci czy ew. agresorzy nie mają żadnego problemu z dostępem do broni palnej dowolnego typu i kalibru. Dla nich kwestią sporną jest tylko cena i posiadany budżet. Ograniczanie ilości broni w rękach prywatnych z powodu wysokiej przestępczosci jest działaniem w stylu wylania dziecka wraz z kąpielą. Mądre regulacje wcale nie muszą skończyć się rzeziami w szkołach i strzelaninami na ulicach - trzeba pamiętać, że w realiach powszechnego dostępu do broni wyciągając pistolet samemu można oberwać kulkę w łeb. To najlepsze, sprawdzone i jedyne lekarstwo na gorącą głowę i swędzący palec.

Tytułem dygresji - ja  na miejscu naszych panów martwiłbym się raczej setkami czy tysiącami pijanych morderców, grasujących bezkarnie po polskich drogach. Ci skurwiele mogą liczyć na wyrozumiałość reprezentantów prawa - bo chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie uznaje za karę czasowego odebrania prawa jazdy, albo śmiesznego wyroku np. 12,5 lat więzienia dla 26-letniego Mateusza S. za zabicie przed kilkoma laty 6 ludzi w Nowy Rok w Kamieniu Pomorskim. Wychodząc za dobre sprawowanie po 10 latach odsiadki ten skurwiel będzie wciąż o kilka lat młodszy ode mnie... Dobrym komentarzem do tego przypadku jest znaleziony w sieci wpis na forum:


Wczoraj w mediach usłyszałem zakończeniu procesu karnego kilku gości, którzy celowo i z rozmysłem wepchnęli rowerzystę pod jadący autobus - wyroki od 2 do 8 lat, kwalifikacja "śmiertelne pobicie i nieumyślne spowodowanie śmierci". Mam nadzieję, że sędziego szlag trafi. A mógł rowerzysta lub przechodzień mieć przy sobie Glocka i niewinny człowiek by żył - przeciwnie do bandyckiego ścierwa gnijącego w ziemi.

Dalej zatem słuchajmy bajek, ilu to ludzi mogłoby zginąć niewinnie, gdybyśmy mogli mieć broń w rękach (logika milicjanta z poczatkowych scen "Misia" Barei się kłania). Polecam w temacie wysłuchać Mariusza Maxa Kolonkę, który mówi jak jest...




Polecam również podpisanie petycji do Prezydenta RP ws. zmiany ustawy o dostępie do broni.



[MisQot]





czwartek, 24 marca 2016

środa, 23 marca 2016

Warto rozmawiać?

Obejrzałem w YT "Warto Rozmawiać" Pospieszalskiego z 14-03-2016.

Staniszkis odbiło.

Kropka.

***

Obejrzałem wczorajsze "Warto Rozmawiać" Pospieszalskiego. Coś pięknego. Tak właśnie powinna wyglądać telewizja publiczna. Grupa gości o przeciwstawnych poglądach, szansa na wypowiedź dla publiki i prowadzący mimo wrzącej temperatury panujący nad chaosem. Mniam. 

Gadali o brukselskich zamachach i muslimskich armiach w Europie. Wniosek jest jeden - mamy w Europie społeczeństwo podzielone na połowy: jedną normalną, drugą samobójczą. Bez stanów pośrednich. Rozżarzony do białości muzyk Grunwald ilustrujący realia współżycia z muzułmanami w Szwecji kontra przeterminowany anarchopunk Skiba, niegdyś potrafiący pokazać dupę urzędującemu premierowi, dziś zdolny jedynie do żartów z brzozy i tupolewa i szczycący się udziałem w marszach KOD. Dziennikarz Gadowski, od lat zajmujący się Bliskim Wschodem kontra pustosłowy teoretyk poseł PO Halicki. Syryjskiego pochodzenia Miriam Shaded z Fundacji Estera kontra młody palestyńczyk z uporem twierdzący, że między muzułmanami a żydami i chrześcijanami nigdy nie było konfliktów (sic!) i wskazujący, że temat islamskiego terroryzmu jest medialną kreacją. 

Dla kontrastu można puścić sobie poniedziałkowy program Lisa w Onet.pl - o ile wcześniej chlapnie się ze dwie duże whiskey. Konwencja niby podobna, goście w fotelach, publika, wyrazisty prowadzący. A mimo to widać szaleńczy zjazd w otchłań antykaczystowskiego szaleństwa. Specjalista od robienia laski, wójt Sikorski, alkoholik Celiński, przebrzmiały nikt o nazwisku Wujec, odklejony od realu Lityński. Zero treści prócz obsesji antykaczyńskiej. Plus aktoreczka Ostaszewska na koniec, udowadniająca starą prawdę, że warto milczeć gdy nie ma się nic do powiedzenia.

Odfajkowane.


[MisQot]

wtorek, 22 marca 2016

Buuuum!

Patrzcie, jak szybko nadarzyła się okazja!

W Brukseli, wedle ostrożnych szacunków, w dwóch zamachach bombowych zginęło kilkanaście osób, a około 130 jest mniej lub bardziej rannych. I każda z przelanych dziś na lotnisku Zaventem, każda z rozbryźniętych dziś na ścianach stacji metra Maalbeek kropli krwi obciąża brukselsko-europejskie elity z Angelą von Merkel na czele. W sumie to truizm, jednak trzeba to wciąż na nowo odkrywać i wykrzykiwać prosto w pyski tych drani.

Oni są po prostu dla nas niebezpieczni.

A gdy wszystko się spieprzy, gdy będziemy się bali wyjechać na wakacje do Toskanii, zwiedzić Paryż czy skorzystać z szaletu w Berlinie - oni spakują manele i wyjadą do swoich bezpiecznych, chronionych przez emerytowanych gości z Blackwater zamorskich posiadłości, i nadal stamtąd będą kręcić naszym życiem. Bo w Davos nadal będą się spotykać, bo Grupa Bilderberg i Komisja Trójstronna nadal będą pozorancko radzić nad jedynie słusznym rozwojem ludzkości, a Soros rzucać gromy na faszystowskie rządy w Polsce czy na Węgrzech.

Oni są niebezpieczni!

Co ciekawe - tylko patrzeć, jak jutro czy pojutrze kolejny zlewaczały pożyteczny idiota wystawi - tym razem na głównym deptaku Brukseli - fortepian i zabrzdąka "Imagine" Lennona. Jak donoszą ptaszki na Twitterze, paryska wieża Eiffel'a ma nocą zabłysnąć kolorami belgijskiej flagi. Fakt, muzułmanie wszystkich krajów zesrają się ze strachu... czeka nas fala samobójstw poprzez samopoderżnięcie gardła w meczetach i oborach całego świata... meeeee! meeee! nieeeee podżyyyyynaaaj! Możnaby pęc ze śmiechu, gdyby to było śmieszne. Ale nie jest, tam poginęli prawdziwi ludzie, niemal na pewno w części widzący świat zdroworozsądkowo. Rozerwani na strzępy, bo pechowo wybrali nie tę stację metra i nie tę godzinę odlotu...

Tak jak problem terroryzmu powinni załatwić między sobą muzułmanie - co samo w sobie wydaje się być logicznie wewnętrznie sprzeczne, tak zachodnie społeczeństwa muszą same ze sobą zrobić porządek. Ile to potrwa i ilu zabitych Europejczyków z Niemiec, Francji czy Belgii to będzie kosztowało - to ich problem. Póki co i dzięki Bogu u nas rządzą "faszyści". I choćby utrzymanek i alimenciarz Kijowski Mateusz się osrał po uszy, tak pozostanie jeszcze przez najbliższe kilka lat.

Co daj Boże, coś Polskę...

PS. Ciekawe gdzie teraz na skargi i jakim transportem będą do Brukseli jeździć nasi kieszonkowi targowiczanie z Grzegorzem "Grabarzem" Schetyną i Ryszardem "Historykiem" Petru na czele...? Hmmm?

[MisQot]






Powtórka z rozrywki

Hmmm...

Po paru latach przerwy, zapoczątkowanych bezceremonialnym i nieodwołalnym wypieprzeniem zarówno mnie, jak i dużej części pierwszego sortu... znaczy naboru blogerów z Salonu 24 (hello Nicpoń!), za inspiracją Rulona Rulonowskiego i jego ekspiacyjnego, pierwszego tekstu wracam do blogowania. Co ciekawe, mój poprzedni pierwszy raz odbył się prawie dziesięć lat temu...

Gdzieś trzeba ten wkurw drzemiący wylać, prawda?

Wzorem (baczność!) Najdroższego Przywódcy (spocznij!) i jak drzewiej bywało przez chwilę na Fejsie (hello Alex!) - będzie bezceremonialnie i ostro. Życie nie pieści - ja też nie zamierzam. Dam "w ryja" i śmiało można mi oddać. Ja się nie cofnę. Zasady dla wszystkich muszą być takie same. A przynajmniej powinny, co widać nie jest oczywistością dla co bardziej zleminżałych (j)elit w naszej wreszcie - krwią Niezliczonych przez wieki okupionej - wolnej Polsce.

Tak, skurwiele, Polsce a nie Tymkraju, jak zwykliście Ją nazywać.

3... 2... 1... psssss...

[MisQot]