piątek, 25 marca 2016

Jak te barany na rzeź idziemy, bracia Polacy!

Idziemy na rzeź - jak barany. W bałaganie, który niechybnie prędzej czy później ogarnie naszą zagranicę (daj Boże tą dalszą!) poniższe zestawienie każdemu z nas powinno dosłownie zjeżyć włosy na głowie. Świat się kotłuje, Syria, Irak, ISIS, coraz bardziej niebezpieczne miasta Zachodu - a w głowach naszych panów "wsi spokojna, wsi szczęśliwa". I to niezależnie od barw partyjnych (z małymi wyjątkami - Kukiz'15, korwinowcy, narodowcy etc.). PiS, PO, SLD, PSL, .N, wszelkie lewicowe kanapowe partyjki pozaparlamentarne - wszyscy jak jeden mąż unikają tematu znormalizowania (nie prostego rozszerzenia!) dostępu do broni polskim Obywatelom. Liczby mówią same za siebie:


W grupie krajów "cywilizowanych" Polska zamyka stawkę wraz z konstytucyjnie pacyfistyczną od 1945 roku Japonią oraz Koreą Południową. Z jedną małą różnicą - i Korea, i Japonia mają świetnie wyszkolone i wyposażone armie, od lat gotowe odpowiedzieć na każde zagrożenie ze strony Chin czy atak Korei Północnej, Nie bez znaczenia jest położenie geograficzne (wyspa, półwysep). Natomiast my, mając taką a nie inną historię i położenie geograficzne, jakby nigdy nic kontynuujemy stalinowską tradycję totalnego, niemal całkowitego rozbrojenia polskiego społeczeństwa. Te pół miliona sztuk broni w posiadaniu zarówno polskich sił porzadkowych, wojska jak i myśliwych oraz organizacji paramilitarno-strzeleckich w sytuacji realnego zagrożenia nie gwarantuje nam jako Polakom niczego innego, jak tylko powtórkę z Powstania Warszawskiego - gdy co trzeci powstaniec miał czym strzelić do Niemca, albo realia obrońców Stalingradu (pamiętacie "Wróg u bram"?). Biorąc pod uwagę, że duża część z tego półmilionowego arsenału to broń myśliwska czy sportowe karabinki małokalibrowe - z minimalnymi zapasami amunicji - wcale prawdopodobnym jest, że na własną prośbę Polacy stawiają się w sytuacji wręcz tożsamej z żydowskimi obrońcami getta warszawskiego z roku 1943 - czyli praktycznej i całkowitej bezbronnosci wobec agresora. Żydzi (Izrael) wyciągnęli z tego wnioski, a Polacy... "mądry Polak po szkodzie" - tak to szło? 

Powtarzam - sami sobie, bracia Polacy, ten los fundujemy. Mimo od lat prowadzonych kampanii, do szerszej publiki nie przedostają się starania polskich organizacji strzeleckich o zracjonalizowanie dostępu do broni palnej dla pełnoletnich, niekaranych i spełniających szereg innych koniecznych warunków Obywateli Rzeczypospolitej. Coś tam od czasu do czasu napisze Ł. Warzecha w felietonie do tygodnika "W Sieci" albo portalu wpolityce.pl, coś tam w internecie gdzieś opublikują, zdarzy się audycja radiowa - natomiast nie odbywa się żadna powazna publiczna debata na stanem uzbrojenia i bezpieczeństwem Polaków. Żadna. Nie ma szkolenia strzeleckiego - choćby w szkołach średnich, jeśli już zlikwidowano przymusowy pobór. Nie ma miejsc, w których w sytuacji zagrożenia kraju wydawano by z magazynów wojskowych (pełnych!) broń strzelecką wraz z amunicją. Nie ma niczego, zero programowego myślenia. Bo jesteśmy w NATO przecież! Doskonale za to przebijają się do publicznej wiadomości wszelkie alarmistyczne brednie przeciwników posiadania broni, podpierane tragicznymi relacjami o strzelaninach choćby w szkołach w USA. Sprawę Breivika media grzały miesiącami, skupiając się na fakcie posiadania istnego arsenału przez ewidentnego psychola i całkowicie pomijając fakt, że do masakry by nie doszło, gdyby na wyspie Utøya było choćby dwóch strzelców uzbrojonych choćby w pistolety czy broń myśliwską a policja reagowała natychmiast na zagrożenie, a nie syciła się norweską odmianą "wsi spokojna". Jako przeciwwagę dla racjonalizacji dostępu do broni stawia się natychmiast rzadkie i wyjątkowe - patrząc na ilość broni w prywatnych rękach - tragedie ze Stanów, Norwegii czy innej Kanady. Jakie są realia europejskie? Oto Niemcy, Austria, Grecja - kraje nasycone bronią palną w stopniu dla Polaka niepojętym (20-30 sztuk/100 mieszkańców) sa najeżdżane przez idącą w setki tysięcy arabską, roszczeniową i rozochoconą dzicz - a nikt jeszcze nie strzelał do obcych. Nawet gorącokrwiści Włosi z kilkunastoma szt. na 100 obywateli! Więc tym bardziej nikt nie strzela do swoich!

Piszę ciągle "zracjonalizowanie dostępu". Cóż to znaczy - w przeciwieństwie do rozszerzenia? Znaczy tyle, iż - zachowując konieczność doprecyzowania szczegółów w debacie publicznej ze wszystkimi zainteresowanymi środowiskami - dostęp do broni powiniem mieć każdy wolny, niekarany, zdrowy na umyśle Obywatel Rzeczypospolitej Polskiej. Można - i trzeba - obwarować to prawo do broni koniecznością ukończenia odpowiedniego państwowego kursu (patrz: prawo jazdy!), zdania państwowego egzaminu, zdobycia opinii psychologicznej i zaświadczenia o niekaralności.

Wymogi wymieniam niby takie, jakie obowiązują dziś, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Jeśli system ma na celu maksymalne utrudnienie w przejściu kolejnych etapów, a na końcu pozostaje łaska i (nieporównanie częściej!) niełaska Pana Komendanta Wojewódzkiego (najwyraźniej jeszcze) Milicji Obywatelskiej - to o czym my tu mówimy? Pomijając postępowanie kwalifikacyjne, absurdalną konieczność udowadniania we wniosku szczególnego zagrożenia dla bezpieczeństwa osobistego ("jestem wielbłądem z trzema garbami"), na wstępie praktycznie wyłączającego wszystkich nie będących np. prokuratorami, sędziami czy właścicielami prywatnych firm - pozostaje jeszcze całkowita uznaniowość po stronie Jaśnie Pana z Policji, Niepodważalna w żadnej instancji postepowania sądowo-administracyjnego.

Tak Państwu nie wolno traktować Obywateli!

W efekcie dzisiejszych uregulowań babskiego sześciostrzałowca kal. 6,35 mm nie może kupić legalnie kobieta mieszkająca samotnie na przedmieściach, bez probemu natomiast od funfla Komendanta dostanie pozwolenie na 19-nabojową spluwę kal. 9 mm pan poseł Grabarczyk (PO). I to bez egzaminu praktycznego!

Oczywiście dostrzegam niebezpieczeństwo leżące w prawie do noszenia broni (przy sobie) - to odrębny temat do dyskusji. Jednak prawo do posiadania broni, z zachowaniem obowiązku przechowywania jej np. wyłącznie w miejscu zamieszkania w odpowiednich warunkach z przeznaczeniem do obrony miru domowego powinno dotyczyć wszystkich Polaków spełniających wyjściowe warunki! I mówię tu nie tylko o pistoletach, ale również broni gładkolufowej i długiej (nieautomatycznej). Można przecież w początkowym okresie (5-10 lat) obowiązywania nowego prawa wprowadzić obowiązek udostępnienia na wezwanie policji broni do kontroli - po tak długim okresie komuszego rozbrojenia społeczeństwa wyrobienie niezbędnych nawyków i uszanowania zasad obchodzenia się z bronią jest moim zdaniem konieczne. Oczywiście prawdziwi wolnościowcy oburzą się na takie dictum, jednak ja jestem realistą, a nie korwinowskim nawiedzeńcem, nie widzącym różnicy między mentalnością/tradycjami Amerykanów i Polaków.

Ergo - broń w domu, po egzaminie  teoretycznym i praktycznym, z rejestracją broni i okresową kontrolą. I jestem pewien, że do tematu zabraliby się w ogromnej większości ludzie naprawdę i ze zdrowych pobudek zainteresowani uzyskaniem pozwolenia na broń. Nie widzę póki co możliwości, by klamkę mógł nosić na ulicy każdy chętny - nie ta tradycja, nie ta kultura, nie ten Naród. Jeszcze nie, ale z czasem - kto wie? Zbyt dużo wody w Wiśle popłynęło, by odbudować polskie przedwojenne tradycje z dnia na dzień.

Teoria teorią, a fakty sa takie, że w razie napaści kogokolwiek na nas i nasze rodziny, spodziewać się można raczej Donbasu niż Hiroshimy. Idiotyczne bajania, że bronią ręczną dziś nie wygrywa/prowadzi się wojen można wsadzić za przeproszeniem w dupę i powtórzyć rozbawionym Ukraińcom, Czeczenom, Gruzinom, Kurdom lub powstańcom w Syrii. Albo ostatnim żyjącym Powstańcom Warszawskim. Konflikty z ostatnich stu lat toczone na całym świecie udowadniają, iż uzbrojona partyzantka jest w stanie ostro dać w kość każdemu najeźdźcy (chyba że to Amerykańce w Abramsach i Apaczach, ale to nam nie grozi...) i realnie wesprzeć regularne oddziały wojska w obronie kraju.

Last but not least - pospolici bandyci czy ew. agresorzy nie mają żadnego problemu z dostępem do broni palnej dowolnego typu i kalibru. Dla nich kwestią sporną jest tylko cena i posiadany budżet. Ograniczanie ilości broni w rękach prywatnych z powodu wysokiej przestępczosci jest działaniem w stylu wylania dziecka wraz z kąpielą. Mądre regulacje wcale nie muszą skończyć się rzeziami w szkołach i strzelaninami na ulicach - trzeba pamiętać, że w realiach powszechnego dostępu do broni wyciągając pistolet samemu można oberwać kulkę w łeb. To najlepsze, sprawdzone i jedyne lekarstwo na gorącą głowę i swędzący palec.

Tytułem dygresji - ja  na miejscu naszych panów martwiłbym się raczej setkami czy tysiącami pijanych morderców, grasujących bezkarnie po polskich drogach. Ci skurwiele mogą liczyć na wyrozumiałość reprezentantów prawa - bo chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie uznaje za karę czasowego odebrania prawa jazdy, albo śmiesznego wyroku np. 12,5 lat więzienia dla 26-letniego Mateusza S. za zabicie przed kilkoma laty 6 ludzi w Nowy Rok w Kamieniu Pomorskim. Wychodząc za dobre sprawowanie po 10 latach odsiadki ten skurwiel będzie wciąż o kilka lat młodszy ode mnie... Dobrym komentarzem do tego przypadku jest znaleziony w sieci wpis na forum:


Wczoraj w mediach usłyszałem zakończeniu procesu karnego kilku gości, którzy celowo i z rozmysłem wepchnęli rowerzystę pod jadący autobus - wyroki od 2 do 8 lat, kwalifikacja "śmiertelne pobicie i nieumyślne spowodowanie śmierci". Mam nadzieję, że sędziego szlag trafi. A mógł rowerzysta lub przechodzień mieć przy sobie Glocka i niewinny człowiek by żył - przeciwnie do bandyckiego ścierwa gnijącego w ziemi.

Dalej zatem słuchajmy bajek, ilu to ludzi mogłoby zginąć niewinnie, gdybyśmy mogli mieć broń w rękach (logika milicjanta z poczatkowych scen "Misia" Barei się kłania). Polecam w temacie wysłuchać Mariusza Maxa Kolonkę, który mówi jak jest...




Polecam również podpisanie petycji do Prezydenta RP ws. zmiany ustawy o dostępie do broni.



[MisQot]





2 komentarze:

  1. Dzisiejsza ustawa i praktyka pozwala na noszenie broni strzelcom sportowym bez ograniczeń w ukryciu. Jedynymi przeciwnościami są pieniądze i czas, który należny poświęcić na pozyskanie takiego pozwolenia. Jestem zwolennikiem większego uzbrojenia obywateli ale w ramach dzisiejszej ustawy z niewielkimi zmianami. Dam przykład. Strzelcy sportowi to w większości ludzie, którzy na strzelnicy w praktyce wystrzeliwują tysiące pocisków rocznie z rożnej broni w rożnych sytuacjach (statycznie dynamicznie). Bardzo różnimy się poziomem wyszkolenia od zwykłego biznesmena, który chce mieć pistolet do ochrony osobistej. Nie dziwi więc fakt, że WPA tak chętnie nie wydaje pozwoleń do ochrony osobistej. Można więc założyć że postulat szerszego dostępu do broni nie powinien zasadzać się na łatwiejszym do niej dostępie (ten jest dzisiaj kosztowny ale względnie prosty i zdroworozsądkowy) a na szerszej propagacji strzelectwa jako sposobu nabycia umiejętności w posługiwaniu się bronią i jej bezpieczniej obsłudze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polacy mają wpajane latami do głowy, że broń jest im niepotrzebna i że sami się nie obronią przed bandytą, że napadów nie ma tak dużo i Policja sobie z tym poradzi a jak użyjesz Polaku broni do obrony to będziesz miał poważne kłopoty. Taka propaganda niszczy chęć Polaków do pomysłu na posiadanie broni. Jest to złowrogi przedmiot generujący koszty i kłopoty. Więc tak Polacy nie kupują broni bo nie chcą. Nie mogą uwierzyć w prawo Polskie i Sądy Polskie. Dzieło stalina dokonało się na terenie Polski do reszty. Sami nie wierzymy w to, że broń jest nam potrzebna. Jesteśmy zatem baranami do wyrżnięcia. na własne życzenie. 3 kwietnia 2017 jest manifestacja posiadaczy broni w obronie naszych praw ale nie tylko posiadaczy broni aktualnych. Protestujemy przeciwko szkodliwym regulacjom eurokołchozu w dostępie do broni i drodze jaką idzie komisarz Bieńkowska czyli całkowitemu zakazowi broni w UE. Dzisiaj niewielu z nas ma broń ale niedługo nikt już jej nie kupi bo nie będzie mógł.

    OdpowiedzUsuń